Park Krugera (RPA) – Najlepsze z safari


Nasz pierwszy cel podróży dookoła świata!

Zaczynamy od tygodniowego safari w słynnym Parku Krugera. Szczególną cechą tego parku jest możliwość przyjazdu własnym samochodem, aby zobaczyć zwierzęta w całkowitej wolności.

Oto nasza mapa drogowa. Jeśli są Państwo zainteresowani odwiedzeniem Parku Krugera, prosimy o zapoznanie się z naszym przewodnikiem po Parku Krugera.

Dzień 1: Lotnisko w Johannesburgu -> Hazyview

Przyjazd do Johannesburga o godz. 9.45. Po przejściu typowych procedur administracyjnych (kontrola tożsamości, odbiór bagażu, wypłata pieniędzy, zakup karty SIM), o 12.00 jesteśmy wygodnie zainstalowani w naszym wynajętym samochodzie. JB robi kilka okrążeń wokół parkingu, aby przyzwyczaić się do jazdy po lewej stronie, podczas gdy Anh dręczy wypożyczalnię samochodów na temat „jak zachowywać się w RPA, gdy masz samochód”. Co wynika z tego przesłuchania: zawsze zamykaj samochód i zasuwaj szyby (nawet podczas jazdy), nie zostawiaj niczego leżącego w środku, nie zabieraj autostopowiczów. W przypadku nałożenia mandatu przez policję, należy zażądać pisemnego dokumentu i udać się na posterunek policji w celu jego zapłacenia, nie należy płacić bezpośrednio policjantowi. Uspokajające!

Pojedźmy na 4 godziny jazdy po lewej stronie bez problemu, nawet jeśli widok ludzi biegnących przez autostradę lub autostopowiczów na pasie awaryjnym jest dla nas niesamowity (mówimy o prawdziwych autostradach, gdzie jeździmy z prędkością 120!). JB ma pewną skłonność do jazdy trochę za bardzo po lewej stronie i włączania wycieraczek zamiast kierunkowskazu (sterowanie jest odwrócone w stosunku do tego, co znamy), ale nic poważnego. Dla Twojej informacji, pedały hamulca i biegów nie są odwrócone. Po kilku postojach na stacjach benzynowych (stacje TOTAL, z wielkim napisem „Hello”), aby zjeść lunch, kupić wodę, zatankować i odpocząć przez 5 minut, docieramy do naszego guest house’u w Hazyview (Mackers Riverbend Cottages), bardzo blisko Parku Krugera, dokładnie o 5:30 po zmroku. Odkrywamy, że jest to część Hazyview położona na „ziemi niczyjej”, a nie część miejska. A hotel nie posiada restauracji. Nasza pierwsza kolacja = 2 kubki gorącej słodkiej wody i Kit Kat kupiony wcześniej na stacji benzynowej, bo JB nie ma najmniejszej motywacji do powrotu na drogę po ciemku.

To nas śmieszy, ale zapisaliśmy sobie, żeby zawsze mieć przy sobie 2 lub 3 batoniki zbożowe na wszelki wypadek…

Dzień 2: Hazyview -> Phabeni Gate -> Skukukuza

Przed wejściem do parku wyruszamy wcześnie na zakupy w Hazyview (część miejska) w Pick’n’Pay o 7:45. Wstawię tu zdjęcie supermarketu, żeby uspokoić tych, którzy boją się, że umrą z głodu. Nie kupimy żadnego mięsa, ponieważ nie możemy uszanować łańcucha chłodniczego.

Kieruj się w stronę Phabeni Gate, mało uczęszczanego wejścia do Parku Krugera.

Przyjeżdżamy o 8:30, wypełniamy formularz zgłoszeniowy, w którym jest pytanie „czy posiadasz broń palną? ». Uwaga: jeśli wolisz kupić Dziką Kartę zamiast dziennej opłaty za ochronę przyrody, nie należy jej kupować tutaj, ale w pierwszym restcampingu, w którym śpisz. Nasz to Skukuza, największy obóz w Parku Krugera, wygląda jak miasteczko z pocztą, muzeum, restauracją, centrum medycznym itp.

5 minut po wjeździe do Parku Krugera zatrzymuje się przed nami samochód. My też się zatrzymujemy, ale nie wiemy, na co oni patrzą. Kierowca daje nam sygnał, żebyśmy obejrzeli się za siebie. JB widzi we wstecznym lusterku słonia przebiegającego przez drogę. To jest świetny początek!

IMG_0426

5 minut później naszą uwagę przykuwa stado antylop.

10 minut później widzimy bawoła przechodzącego przez drogę, podziwiamy go, zanim zdamy sobie sprawę, że obok niego śpi całe stado

IMG_0429

Z podekscytowaniem i zdumieniem docieramy do Skukuzy o 10:30, gdzie kupujemy Wild Card i jemy lunch przed rzeką Sabie. Widok jest wspaniały, ale żadne zwierzęta nie przychodzą się tu napić. Zauważono kilku „mieszkańców”: dziki i antylopy. Podobno w Skukuzie, niedaleko obozu, jest „rezydent” lamparta, ale jest dobrze ukryty. Odprawa jest o 14.00, więc postanawiamy nie czekać na odprawę i ruszamy na południe w kierunku Biynamiti.

Po drodze spotykamy wiele antylop. W całym parku żyje ponad 150 000 antylop. Spotkamy je wszędzie i cały czas podczas naszego pobytu.

Kiedy dotarliśmy do Wehr, widzieliśmy kilka samochodów zatrzymujących się na moście, nie widząc, jakie zwierzę przyciąga ich uwagę w tym momencie. Już mieliśmy wjechać na most, zanim jakiś samochód zasygnalizował nam, żebyśmy się wycofali. Wylądowaliśmy z boku i zanim zdążyliśmy wejść na most, zobaczyliśmy hordę słoni przechodzącą tuż przed nami.

Po 10 sekundach orientujemy się, że jesteśmy otoczeni przez słonie, nie mamy jak się ruszyć, to zbyt ryzykowne. Zauważamy, że mały słonik ma problemy z zejściem, pomaga mu matka i oboje blokują przejście. Wielki słoń po naszej lewej stronie zaczyna się niecierpliwić i próbuje nas wyprzedzić… no może przejeżdżając? W każdym razie widzę, jak jego trąba zbliża się do lewych drzwi, a w głowie pojawiają się obrazy samochodów rozjechanych przez słonie. Straszne jest to, że przy takiej ilości słoni przechodzących przed i za samochodem, nie możemy zrobić absolutnie nic.

Małemu słoniowi udaje się zejść na dół, alleluja! To zwalnia miejsce dla wielkiego słonia po mojej lewej stronie. Przed przejściem przez jezdnię rzuca nam ostatnie spojrzenie, które zabija.

Potem to już tylko szczęście. Widok słoni ustawiających się w kolejce do picia i odświeżania się jest niezapomnianym momentem. Jeden z ostatnich słoni przybywa długo po swoim stadzie i cieszy się chwilą samotności z takim spokojem i satysfakcją, że aż łzy napłynęły mi do oczu. Kto by pomyślał, że nasze zwiedzanie świata rozpocznie się w taki sposób? Czyż nie jesteśmy podobni do tego słonia, ciesząc się i myśląc tylko o chwili?

Nasz dzień kończy się spektaklem godnym reportażu National Geographic: para żyraf na środku wyschniętej rzeki (słychać je z samochodu, „mruczą” jak koty) i dwa nosorożce na środku równiny. Małe kropelki spadają z ich pysków, gdy chodzą, bo wypiły już wystarczająco dużo.

IMG_0469

3 z Wielkiej Piątki (słonie, bawoły, nosorożce) w jeden dzień! Nic lepszego nie mogliśmy sobie wymarzyć.

Powrót do Skukuzy o 17.10 z domowym obiadem (sałatka i omlet), podczas gdy nasi sąsiedzi grillują (południowoafrykański braai). A tak, porozmawiajmy o supermarkecie w obozach, jest całkiem nieźle zaopatrzony, trochę droższy niż supermarket w mieście, ale znajdziecie tam wszystko, czego potrzebujecie, wrzucę tu kilka zdjęć. W międzyczasie przejdźmy do filmu, w którym możecie zobaczyć słonie, o których wam opowiadałem.

Dzień 3: Skukukuza -> Lower Sabie -> Tchokwanke -> Skukukuza

Trasa Skukuza -> Lower Sabie ma być niesamowita, ale w porze suchej raczej rozczarowuje. Park Krugera jest niestety jedną z ofiar globalnego ocieplenia, w zimie wiele wodopojów pozostaje suchych. To raczej w okolicach Dolnego Sabie widzimy ciekawe rzeczy. Powinniśmy byli zarezerwować tam nocleg. Nie dość, że obóz ten znajduje się zaledwie 900m od mini jeziora, gdzie zawsze można spotkać zwierzęta, to jeszcze taras restauracji wychodzi na rzekę Sabie, gdzie wszystko się dzieje. Co 2-3 dni pojawia się lampart, hipopotamy i krokodyle mają tu swój dom, a hordy słoni/antylopów/zebr regularnie przechodzą obok (kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć większą wersję)

IMG_0495

Cóż, tym razem nie ma lamparta w zasięgu wzroku, ale krokodyle i hipopotamy są na miejscu. Wzdłuż rzeki, widzimy również słonie i bawoły po drugiej stronie brzegu.

IMG_0516

Postanawiamy przekroczyć rzekę i jechać drogą H10, sądząc, że zwierzęta po wypiciu na pewno pójdą się posilić w głąb lądu. Nasz zakład się opłacił, bo znaleźliśmy słonie i zebry, które wypatrzyliśmy po drugiej stronie rzeki. Oprócz dwóch nosorożców, które jedzą na poboczu drogi. Są tak blisko, że widać ślady gałęzi na ich skórze

Powrót do Skukuzy przez Get-out Point przy Orpen Dam (można wysiąść z samochodu, są tam toalety i osłonięte miejsce do oglądania rzeki z góry). Po drodze znów widzimy wiele zwierząt.

Kolacja w restauracji Skukuza przed rzeką, gdzie wszyscy bardziej cieszą się z darmowego Wifi niż z jedzenia (nawet jeśli jest bardzo dobre).

Dzień 4: Skukuza -> Satara -> Orpen

Wyruszamy o 6 rano, aby zwiększyć szanse na zobaczenie lwów.

IMG_0545

O 9 rano widzimy obok Tshokwane około piętnaście lwów, w tym młode, które odpoczywają (i obserwują nas). Dalej lew samotnie śpi na słońcu. A 10 km później rodzina lwów ucina sobie drzemkę w pobliżu najbardziej wysuniętego na południe baobabu. Biedny baobab, tak piękny i tak duży, nikt się nim nie przejmuje, mają oczy tylko dla lwów

Po tylu emocjach, po południu mamy mniej szczęścia, bo wiatr zaczyna wiać bardzo mocno i słońce się chowa. Postanawiamy zameldować się w Orpen Restcamp, odpocząć i wyruszyć o 16:00 przed zachodem słońca. W ciągu zaledwie 1h30 spotkaliśmy 3 nosorożce, 3 żyrafy i dziesiątki antylop i zebr wzdłuż S106.

Orpen Restcamp nie posiada restauracji, ale sklep jest dobrze zaopatrzony. Dla tych, którzy nie lubią gotować, sprzedawane są tam kanapki. Podczas zakupów JB przyłapuje południowoafrykańczyków i turystów na wspólnym oglądaniu meczu rugby (RPA – Irlandia, z historyczną porażką RPA). Euro 2016 trwa w najlepsze, ale RPA ma to w nosie (ku utrapieniu JB).

Dzień 5: Orpen -> Satara -> Orpen

Wyjeżdżamy o 6 rano z nadzieją, że zobaczymy jakieś lwy taplające się na drodze. Ale wiatr jest tak silny, że wygląda na to, że migrowały do Lower Sabie dzień wcześniej. Jeśli nie jest to dzień drapieżników, to żyrafy, strusie, zebry i słonie są w pobliżu.

Trochę rozczarowani porankiem, wracamy do obozu na drzemkę i rezerwujemy „Sunset drive” (wycieczka z przewodnikiem na safari 4×4) na 15:45. Ponieważ jest zimno, jesteśmy jedynymi gośćmi, przewodnik ma bystre oko i w kilka sekund dostrzega dobrze ukryte zwierzęta. O 17:45 zapada noc, przewodnik daje nam ultra mocną lampę, aby zlokalizować oczy (widzimy je żółte dla kotów, niebieskie dla antylop i innych, pomarańczowe dla małp …). Gra polega na oświetleniu roślinności tą lampą, zobaczeniu jak świecą oczy, jeśli są tam zwierzęta, i powiedzeniu „stop”, gdy coś zobaczymy.

Nadal nie mamy lamparta, ale za to słonie, bawoły, dzikiego kota, króliki, bush babies (rodzaj małp), żyrafy, lisy. Polecam co najmniej jedną wycieczkę z przewodnikiem, bo oprócz „game sighting” czy „game driving” (game oznacza tu zwierzęta), dowiadujemy się wiele o zwierzętach, np. że słoń odnawia wszystkie zęby do 60 roku życia.

W drodze powrotnej do obozu JB przygotowuje jedzenie i zapomina zamknąć lodówkę na klucz. 10 minut później ratel kradnie nieświeżą szynkę z lodówki. Spędza cały wieczór przewracając kosze w innych domkach.

Dzień 6 i 7: Orpen -> Olifants

Wyjazd do obozu Olifants, polecanego przez Caroline (z bloga Voir le monde), ponieważ obóz ten wychodzi na rzekę Olifants, znaną z przyciągania słoni, ptaków, krokodyli, hipopotamów.

Droga z Orpen do Olifants jest długa, ale mijamy lamparta (tak dobrze ukrytego, że widzimy tylko poruszające się liście, a nie samego lamparta), hordy słoni, wiele bawołów, żyraf, antylop i zebr.

Widok z Olifants Camp zapiera dech w piersiach, nawet w porze suchej. Można usiąść na tarasie restauracji lub plantacji i zobaczyć wiele zwierząt, nie trzeba jechać przez wiele godzin (kliknij na zdjęcie, aby zobaczyć je w większym rozmiarze)

IMG_0604


Decydujemy się jeszcze na okrężną drogę do Letaba Camp, z którego również roztacza się wspaniały widok. Anh zaczyna się niecierpliwić, że nie zobaczy ostatniego BIG 5 (lamparta). W parku znajduje się tylko 1000 sztuk. 1000 lampartów, to wydaje się dużo, ale Park Krugera to powierzchnia 19 485 km2 (dla porównania powierzchnia Paryża to 105 km2). Tak więc w ciągu 2 godzin Anh jedzie z prędkością 15km/h i skanuje jedno po drugim wszystkie drzewa, w których może ukrywać się lampart. Wynik wyścigów: 0 lampartów na horyzoncie, mimo że kilka osób widziało je tego samego dnia na S49.

W drodze powrotnej dwa słonie blokują nam drogę na 10 minut. Tylko my podziwiamy spektakl, w którym mały słoń próbuje nam zaimponować, poruszając się we wszystkich kierunkach.

Dzień 8: Ostatni dzień w Parku Krugera, Olifants -> Johannesburg

Wyjazd o 6:30 rano. Przed nami 7 godzin jazdy. Anh jedzie do wyjścia z parku, aby pozwolić JB odpocząć przed długą podróżą do Johannesburga. Po drodze widzimy lwicę w oddali, grupę słoni pędzących tak, jakby myślały „go, go, go, zanim przyjadą samochody” i parę małp kopulujących na środku drogi. Na szczęście obie małpy zmieniły zdanie i przepuściły nas.

Pięć godzin na autostradzie mija bardzo dobrze, nawet jeśli od Pretorii ruch staje się coraz większy, a kierowcy bardziej lekkomyślni. Zwracamy samochód na lotnisku O.R. Tambo i bierzemy taksówkę do pensjonatu 5 min od lotniska (Terrylin Guesthouse and Backpackers Hostel, link Booking), prawdziwej oazy spokoju z basenem, ładnym ogrodem i… podgrzewanymi materacami! (bardzo powszechne w RPA).

Joy & Steve witają nas z otwartymi ramionami i pomagają nam zamówić taksówkę na następny dzień + naszą kolację. Jest to wielka ulga, ponieważ mamy problemy z południowoafrykańskim akcentem, zwłaszcza przez telefon. Joy pokazuje nam swoją kolekcję banknotów z całego świata. Proponujemy jej banknot 20 000 VND w polimerze, nie do zdarcia, wodoodporny, jest bardzo zadowolona.

Tak kończy się nasze safari. Jesteśmy zachwyceni, że wybraliśmy Park Krugera na nasze pierwsze safari, liczne spotkania ze zwierzętami dały nam gwiazdki w oczach.

Następny kierunek: Kapsztad

Zobacz wszystkie nasze artykuły w RPA tutaj

, , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *